Nasz Słonecznik

Informator działkowców ROD "Słonecznik" w Lublinie

Tylko prawda jest ciekawa

Punkt Widzenia


Rezygnacja niewidzialna, mandat samowygasający, czyli co można, a czego nie trzeba mówić


Czasy mamy takie, że każdy ma swoje zdanie – i dostęp do internetu.

A jak wiadomo, im bardziej stanowcze stanowisko, tym większy zasięg.

W tym duchu, jeden z byłych członków zarządu ogrodu „Słonecznik” postanowił zabrać głos w sprawie swojej rezygnacji.

I dobrze, bo wymiana poglądów to sól demokracji.

Tyle tylko, że niektóre kwestie warto oprzeć nie na sentymencie, a na… statucie.

Pan z twarzą

1. Rezygnacja, której nie trzeba było „przyjmować”


W emocjonalnym wpisie pojawiło się stwierdzenie, że rezygnacja została złożona, lecz nie „przyjęta”.

To ciekawe – w PZD bowiem, zgodnie z § 39 ust. 1 pkt 1 Statutu, rezygnacja działa trochę jak sms do operatora – wystarczy wysłać.

Nie trzeba, by ktoś „zatwierdził” czy „zaakceptował”.

Złożyłeś? Złożona. Skuteczna z datą doręczenia.

Jeśli więc rezygnacja została napisana i złożona – gratulujemy.

Jeśli nie – cóż, trudno uznać jej istnienie tylko na słowo honoru, choćby najbardziej szlachetne.

2. Faktury z przeszłości – duchy formalności


W oświadczeniu pojawia się też zarzut, że ktoś „wystawiał faktury na jego zlecenie” już po rezygnacji.

Ale tu znów – jeśli rezygnacja nie była złożona formalnie, to osoba taka nadal widniała jako członek zarządu.

Jeśli natomiast mandat wygasł wcześniej… no właśnie – i tu wchodzimy w zagadkę właściwą tej historii...

3. Sprzedaż działki – czyli moment, który zmienia wszystko


Z dokumentów wynika jasno, że umowa notarialna sprzedaży praw do działki została zawarta we wrześniu 2024 roku.

I tu ważna rzecz dla wszystkich miłośników statutów i prawa cywilnego:

Umowa notarialna przenosi prawo z chwilą podpisania.

Nie potrzeba żadnych uchwał, pieczątek, zatwierdzeń.

A skoro działka zmieniła właściciela – to, zgodnie z § 26 ust. 1 pkt 3 Statutu PZD, członkostwo w PZD wygasło.

A wraz z nim – mandat członka zarządu.

Automatycznie. Bez fanfar.

Nikt nie musiał nikogo odwoływać. Wszystko załatwił akt notarialny.

4. Pewna wiedza… przed objęciem funkcji


Interesujący jest też jeszcze wcześniejszy wątek.

Otóż, wedle informacji, osoba ta już w kwietniu wiedziała, że zamierza sprzedać działkę.

W maju została wybrana do zarządu.

We wrześniu – działkę sprzedała.

Czy warto było wchodzić do zarządu na kilka miesięcy, wiedząc, że nie będzie się miało do mandatu podstaw formalnych?

Na to pytanie każdy może odpowiedzieć sobie sam.

Być może był to zryw społecznikowski, być może – po prostu miły gest dla ogrodu.

Ale że kończy się to teraz gorącym wpisem na Facebooku – no cóż, życie.

5. Ogrodem rządzi statut, nie status na Facebooku


Wpis wpisem, ale struktury ogrodu działkowego rządzą się swoimi prawami – i to dosłownie.

Bez pisemnej rezygnacji – nie ma rezygnacji.

Po sprzedaży działki – nie ma członkostwa.

Bez członkostwa – nie ma mandatu.

To nie jest spór o słowa. To arytmetyka ogrodowa.

I choć czasem coś może się wydawać niesprawiedliwe, niezręczne czy emocjonalnie trudne – dokumenty nie mają emocji.

A statut nie zna formy „ale przecież wszyscy wiedzieli”.

Podsumowując


Każdy może się pomylić. Każdy może też coś przemilczeć, szczególnie jeśli jest to tylko „na chwilę”.

Ale jeśli ta chwila trwa kilka miesięcy, a po drodze zdąży się sprzedać działkę, wygasić członkostwo i nadal zajmować miejsce w zarządzie… to sprawa zaczyna wyglądać mniej jak pomyłka, a bardziej jak organizacyjne qui pro quo z nutą kabaretu.

Tymczasem zarząd – nie dysponując wiedzą o zawartej transakcji – działał w dobrej wierze, ufając, że członek zarządu, to członek zarządu.

Okazuje się jednak, że nie każdy, kto zasiada przy stole, faktycznie ma do tego mandat.

Czy intencje były złe? Nie przesądzamy.

Czy działania były konsekwentne? Również niekoniecznie.

Ale jedno wiemy na pewno:

Zarząd nie był winny, że zaufano komuś, kto zbyt długo zwlekał z prostym „sprzedałem działkę”.

Gdyby informacja ta została przekazana na czas – wszystko potoczyłoby się zgodnie z procedurami.

Punkt Widzenia? A jakże. Ale niech wspiera go fakt.

W tej sytuacji punkt widzenia zależy od punktu siedzenia –
a kiedy ktoś zasiada w zarządzie, nie informując, że już za chwilę przestaje być działkowcem,
to nie zarząd miał obowiązek zgadywać, czy fotel wiceprezesa nie stanie się za chwilę pusty.

(redakcja: Stefan B. Atory)